środa, 30 maja 2012

Się dzieje

Zaniedbałam trochę pisanie, ale to nie z braku chęci, a bardziej czasu i sił. Zaczynamy powoli przystosowywać się do nowej rzeczywistości. Udaje nam się zorganizować czas i nie myśleć non stop o pracy. Jutro mamy 4 godzinne szkolenie, a potem 2 dni wolnego. Planujemy pojechać w góry i trochę pochodzić. 


 Browarek sprawuje się dobrze w przeciwieństwie do tutejszych (polskich) mechaników. Po 2h naszego oczekiwania wreszcie go obejrzeli. Po co? Żeby stwierdzić, że to chyba nic nie jest, a w tłumiku ktoś może porobił dziury, żeby dźwięk był lepszy, no ale jak zdecydujemy to może go wymienią... a za diagnostykę życzą sobie 30 euro.Grrr! (generalnie "techniczni" Polacy są tu bardzo cenieni, tylko akurat trafiliśmy na takiego).
Za to spędziłyśmy bardzo fajnie weekend - w sobotę prócz mechanika byłyśmy nad morzem. Mnóstwo żaglówek, piękna pogoda i całkiem spora marina. W niedzielę odpoczywałyśmy na ogrodzie. Przypłaciłyśmy to lekkim poparzeniem, ale nie jest tak źle jak po ostatnich górach:)


Sylwia dostała wreszcie formularz imienny z irlandzkich izb, co znacznie popchnie do przodu jej rejestrację. Ponownie spotkamy się z Paulem, żeby upewnić się, że wszystko zrobimy dobrze.
Dzisiaj przyszła paczka z domu. Książki, rzeczy, słodycze:) Normalne, jak paczka z Ameryki - sama radość:) Polskie bezy i krówki rządzą!

sobota, 26 maja 2012

Pierwsze wrażenia po czterech dniach pracy

Padamy. Właśnie trzymamy w rękach Guinnessa, ale nie mamy siły go wypić. Przed nami dwa dni wolnego, ale podświadomie już myślimy o poniedziałku. Jak jest? Trochę inaczej niż sobie wyobrażałysmy. Panuje tutaj system europejski - pielęgniarka rządzi, a asystenci wykonują pracę pielęgnacyjne, kelnerskie i sprzątające. Sylwia ma oddział z gorszymi przypadkami i większą ilością pracy. Brakuje nam czynności typowo pielęgniarskich i nagle doceniłyśmy piękno języka polskiego.
Jutro zawozimy Browarka do mechanika i musimy zrobić zakupy. Brakuje nam koszulek do pracy - żeby rezydenci czuli się jak w domu nie wolno nosić fartuchów. Obowiązują czarne spodnie, kolorowe bluzki i czarne zamknięte obuwie. 
Co trzeba przyznać - jakość opieki jest wysoka, ale w dużej mierze odbywa to się kosztem pracownika. Na przykład rękawiczek używać można tylko do mycia części intymnych, gdyż ich kontakt z ciałem jest dla rezydenta nieprzyjemny.
Tyle na dziś. jutro spróbuję napisać coś "Po irlandzku", bo ostatnio jakoś nie miałam siły, a lista ciekawych rzeczy rośnie.

wtorek, 22 maja 2012

Pierwsze koty za płoty

Jakoś poszło. Łatwo nie było, ale też i nie najgorzej. Mnóstwo Polaków, ale obowiązuje rygorystyczny zakaz mówienia po polsku. Wielki dom, mnóstwo zakamarków, nowych sprzętów, zasad i obyczajów. Pierwsze 3 godziny wertowałyśmy segregatory pełne standardów opieki i BHP. Potem rozdzielili nas na dwa rożne oddziały. Sylwia dała radę (mam nadzieje, że sama coś napisze).
Będziemy pracować na dniówki - na nocki jest inny zespół. System jest taki: w jednym tygodniu masz dyżury: środa, czwartek, piątek, w kolejnym: poniedziałek, wtorek, sobota, niedziela. Dyżur trwa 13h od 8 do 21 - z 1 niepłatną godziną na lunch. Możliwe są zamiany i raz na jakiś czas jeśli Ci bardzo zależy możesz prosić o jakiś konkretny dzień wolny (taka prośba grafikowa).
Jak na razie widać, że starają się iść na rękę pracownikowi - dali nam z Sylwią razem dyżury, bo wiedzą, że razem dojeżdżamy (będziemy pracować na rożnych oddziałach). Wypłata w przeciwieństwie do reszty Irlandii jest co miesiąc - ale gdybyśmy nie miały pieniędzy dadzą nam wcześniej.
Z innych ciekawostek byłyśmy dzisiaj z clio u mechanika, bo coś jest z tłumikiem. Ma to naprawić w sobotę.
Kończę, jestem zmęczona, a przed nami 3 x 13-godzinne dniówki z rzędu. Nie doceniałyśmy tego wolnego. Będę pisać o szczegółach, buźka!

poniedziałek, 21 maja 2012

oj

Dużo się dzieje, nie ma kiedy pisać, a jutro pierwszy dzień w pracy... no, jakoś musi być!

niedziela, 20 maja 2012

A imię jego ... BROWAR

Od rana Paul i szykowanie papierów do przyszłej pracy. Potem z Edim do komisu - Matiz, który okazał się już sprzedany, potem z Bogną - w nie najlepszym humorze i Karoliną jeden Punto, drugi Punto i wreszcie się znalazł! Złoty niczym błyskawica, złota rybka lub dobre piwo - dlatego (choć jeszcze nie ochrzczony) otrzymał imię Browar. Wiem, że dla niektórych lepiej by było Irlandiusz :)


Browara znaleźliśmy na drugim końcu Dublina, ma przejechanych 119000 mil, jest rocznik 1998, ma elektryczne szyby, jest zadbany w środku i jak na irlandzkie warunki nie jest bardzo porysowany i poobijany. Procedura jest prostsza niż w Polsce. Na dużej karcie dowodu rejestracyjnego (nie wozi się go ze sobą) wypisujesz swoje dane, a poprzedni właściciel wysyła to do urzędu komunikacji. Dajesz pieniądze, bierzesz auto. Po jakimś czasie dostajesz swój dowód pocztą i tyle. Pozostaje tylko zapłacić podatek (który Browar ma do końca września) i ubezpieczenie - załatwiamy w poniedziałek.

 Gumtree: renault clio 1.2 mint condition TAX, NCT

Z tym drugim końcem Dublina pojawił się problem. Ktoś musiał wracać. Tym razem trasa trwała ok 40 minut, jadąc najpierw sama, potem z Sylwią udało nam się bezpiecznie dotrzeć do domu. Wypijcie za Browara! Niech nam służy jak najlepiej! :)

piątek, 18 maja 2012

Poszukiwania trwają

Jechaliśmy ponad godzinę na obrzeża Dublina i wszystko na nic. Polo z daleka piękny, z bliska okazał się obtłuczony i podrapany z każdej strony, do tego przy dodaniu gazu rura wydechowa pluła na metr czarnym płynem. No nic, szukamy dalej.

Czy to ten?

O 20 zabiera nas Aga (współlokatorka) do zachodniej części Dublina, żeby obejrzeć Polówkę. Po drodze weźmiemy kumpla, żeby spojrzał męskim okiem.

Photo

A było to tak...

Jako, że wczoraj trzeba było dość intensywnie świętować uzyskanie pracy, dopiero dziś piszę co i jak. Paul przyjechał punktualnie. Już od rana siedziałyśmy jak na szpilkach i nerwowo przeglądałyśmy strony z notatkami. Do domu opieki jedzie się ok 20 - 25 minut i to w większości autostradami, więc ewentualne ryzyko korków jest niewielkie. Sam dom jest wielki i nowoczesny. Nie zwiedzałyśmy go dokładnie w środku, ale z zewnątrz prezentuje się naprawdę dobrze. 


Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadzała z nami córka właścicieli - Valerine - bardzo sympatyczna dziewczyna - może trochę starsza od nas. Najpierw weszła Sylwia, a po 10 minutach ja. Rozmowa przebiegła bardzo fajnie. Było tradycyjne pytanie "tell me about yourself", potem trochę o doświadczeniu z osobami starszym, o edukacji. Pochwaliła mój angielski i dowiadywała się jak przebiega moja rejestracja w irlandzkich izbach, bo jak tylko dostanę papiery mogę zostać pielęgniarką. Po nas wszedł do niej Paul (siedział najdłużej) i dowiedziałyśmy się, że obie mamy tę pracę! Sylwia musi popracować nad angielskim, ale jest tak "lovely", że nie potrafiła jej nie przyjąć :)

Jak na złość jest bardzo mało matizów w sprzedaży i jedynie Sylwia powstrzymuje mnie od zakupu jakiegoś złomu...a mi na sam widok serce mocniej bije.

Po powrocie od razu wzięłyśmy się za szukanie auta. Tu niestety spotkało nas duże rozczarowanie - większość w dostępnej dla nas cenie jest potłuczonych, albo bez przeglądu. Szukamy dalej.
A dziś razem z Edim, załatwiliśmy sobie konta bankowe. Przed wyjściem ładnie przećwiczyłam jak jest rachunek bieżący, koszty prowadzenia konta, przelewy...A tu co? W okienku była Basia - oczywiście made in Poland.
Jutro jestem umówiona z Paulem, żeby skompletować dokumenty, a prawdopodobnie we wtorek pierwszy dzień w nowej pracy :)

czwartek, 17 maja 2012

Jeeeeeeee :):):)

Mamy pracę! :):) Zaczniemy pewnie w następny wtorek. Na razie jako opiekunki medyczne, a jak przyjdą papiery jako pielęgniarki :)

środa, 16 maja 2012

Tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk...

Jak się pewnie domyślacie, cały dzisiejszy dzień siedzimy i przygotowujemy się do jutrzejszej rozmowy. Po licznych prośbach moich i Waszych wreszcie udało mi się namówić Sylwię, żeby coś napisała (poprzedni post). Mam nadzieję, że przestanie być taka nieśmiała i częściej będzie się tu pojawiać :). Tymczasem dzięki Wam wszystkim za wsparcie - zarówno tutaj, jak na facebooku i przez maile. To dużo daje.



No koniec lenistwa! Po zjedzeniu pysznego obiadu zrobionego przez Irish'a (naszego z współlokatora z Mauritiusa) czas ponownie wziąć się do pracy,pa!

Jarząbek

Ahoj!To ja, Jarząbek:] Nie piszę, choć myślę i nawiązuje w rozmowach do różnych naszych, wspólnych momentów.Wszystko kręci się jak na razie wokół znalezienia pracy, ale wkrótce nastanie słoneczny czas i przyjdzie termin ujarzmienia Dublina:]:]:]Niech moc będzie z Wami!

wtorek, 15 maja 2012

Po irlandzku - część III - woda

Otwierając kurek (o kurkach jeszcze napiszę) nie zauważycie żadnej różnicy. Woda jak każda inna. Jednak kiedy nie wytrzecie przez dłuższy czas wanny lub umywalki po jakimś czasie zobaczycie rude, brzydkie smugi. 


Na puszce Guinnessa jest napisane, że jego składnikiem jest woda prosto z Liffey - rzeki przepływającej przez Dublin. Być może to właśnie dlatego kolor tego pysznego piwka jest zbliżony do koloru tutejszych zbiorników wodnych. Zastanawiam się, czy kąpiąc się tutaj przez dłuższy czas moja skóra nabierze ładnej, ciemno - opalonej barwy. Patrząc na Irlandczyków - raczej nie.

Help!

Rozmowa kwalifikacyjna w czwartek o 11! Paul podjeżdża po nas o 10-aaa!

poniedziałek, 14 maja 2012

Powolna droga kariery

Dziś znowu spotkanie z Paulem - tym razem tylko Sylwia. Głównym celem było sprawdzenie jej przygotowania językowego do rozmowy kwalifikacyjnej. Umówiłyśmy się tak jak zawsze w Starbucksie i zabrałyśmy za sobą Bognę. Paul i Sylwia pojechali do biura TTM, a ja z Bogną na zakupy.  Sądząc po jej wielkich oczach, wydaje się, że w przyszłości będzie lubić wycieczki po sklepach :)
Sylwia wypadła bardzo dobrze, Paul był mile zdziwiony. Dał nam namiar na dom opieki, w którym chętnie przyjmują Polaków, bo są wykonują dobrą pracę. Powiedział, że daje 80% na to, że mnie przyjmą, a Sylwii 50%. Problem polega na tym, że to jest 19 km od domu i dojazd komunikacją zajmuje ok 2h. Gdybyśmy miały samochód, w 25 min mogłybyśmy być na miejscu. Do jutra mamy dać znać, czy chcemy tam próbować. Myślę, że chcemy. Jeśli uda się dostać tę pracę możemy kupić 10 - letnie auto (Punto, Volkswagen Polo) już za ok 500 euro.

A - nasz dom, B - dom opieki, w którym może będziemy pracować

Przez weekend szukałam pracy w rożnych branżach. Nie najlepiej to mi wyszło. Nawet do sprzątania trzeba mieć roczne doświadczenie, a angielki wszędzie musi być fluent. Inna sprawa, że nigdy nie szukałam pracy. Wystarczyła runda po szpitalach i już. Teraz kiedy wyszła sprawa z tym domem opieki, chyba znowu się wstrzymamy z czymś innym. I znowu stan zawieszenia....

niedziela, 13 maja 2012

Po irlandzku - część II - zabudowa

Ktoś tu kiedyś powiedział, że Dublin jest jak wiele połączonych ze sobą wiosek. Dzielnice często ogrodzone są murami, zazwyczaj w każdej jest sklep, apteka, czasem kościół. Ciężko jest gdzieś dojechać nie mając auta - odległości są ogromne, a komunikacja w dalszych dzielnicach słabo rozwinięta. Na przykład, żeby od nas dojść do Luasa - taki tramwajo-pociąg, który jedzie w okolice centrum, trzeba maszerować 30-40 min, a autobus jeździ raz na godzinę.

Ciekawe co grozi, za położenie czerwonej dachówki :)

Warto zwrócić uwagę na sam charakter zabudowy - wszystkie domy są niemal identyczne. Przeważają szeregowce - gdzie na dole jest duży living-room i kuchnia, a u góry sypialnie. Nawet wolno stojące wille są podobne. Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak własne projekty domów - z jednej strony fajnie - wszędzie jest ład i porządek, z drugiej strony jest dość szaro i monotonnie. Praktycznie wchodząc do czyjegoś mieszkania dokładnie wiesz, gdzie jest łazienka, kuchnia czy schowek. Powiedzenie "czuj się jak u siebie w domu" nabiera nowego znaczenia.

PUB - public house

Jako, że ostatnio nasze życie ogranicza się do siedzenia w domu i nauki - z przerwami na grę w playa, postanowiłyśmy trochę wyjść do ludzi i odwiedzić pobliski pub.


Żeby trochę się ośmielić i otworzyć na tubylców, po drodze, na zielonej górce z widokiem na zachodzące słońce nad Dublinem, wypiłyśmy piwko.


W pubie panowała iście rodzinna atmosfera, więc wchodząc poczułyśmy się trochę nieswojo. Rozmowy jakby ucichły, a ze wszystkich stron czułyśmy na sobie ukradkowe spojrzenia.


Poszłam kupić Guinnessa coby za bardzo nie odstawać od reszty no i się zaczęło... popełniłam największe świętokradztwo w tym kraju. Zabrałam piwo  z lady po pierwszym nalaniu! Barman krzyknął, wszyscy zaczęli się burzyć, no bo jak tak można? Guinnessa leje się na dwa razy, czeka się aż opadnie piana i dopiero po 2 minutach dolewa. Następnie znowu się czeka, aż cała szklanka - pinta - zrobi się czarna i dopiero pije!


Po tej lekcji i jej praktycznym zastosowaniu zrobiono nam zdjęcie z naszą pierwsza dobrze wypitą pintą. Dowiedziałyśmy się, że polska kuchnia jest najlepsza na świecie, że mój angielski jest bardzo dobry (Sylwia się nie chciała odzywać - chyba za mało wypiła) i że mamy przychodzić jak najczęściej.


sobota, 12 maja 2012

Po irlandzku, część I - okna

Niby 2 godziny samolotem, niby Unia Europejska, a jednak jest wiele szczegółów różniących Irlandię od Polski. Czy tutaj jest dziwnie, czy to Polska odbiega od reszty - nie wiem. Tak czy owak warto zwrócić uwagę na te drobnostki - po pierwsze dlatego, że jedna czwarta tutejszej ludności to nasze ziomki, a po drugie dla samej przyjemności poznawania innych środowisk.


Zacznę od okien. Okno jakie jest każdy widzi. Może być drewniane lub plastikowe, zazwyczaj posiada szybę i klamkę. Właśnie takie są okna irlandzkie, różnią się jedynie tym, że otwierają się na zewnątrz. Super sprawa - kładziesz na parapecie co chcesz i nie musisz tego przesuwać za każdym razem kiedy zapragniesz świeżego powietrza. Jako, że opcja "uchylne" nie może tu funkcjonować - działałoby to jak lejek zbierający liczne deszcze i wlewający całość do mieszkania, wymyślili tu małe kratki u góry każdej szyby, które możesz otwierać i zamykać, jeśli chcesz tylko mały przewiew. Pozostaje tylko jeden problem - jak takie okno powyżej parteru umyć od zewnątrz? Proste - nie myć w ogóle.


piątek, 11 maja 2012

Left side driver :)

Właśnie wróciłyśmy z rozmowy Paulem - podsumowując całość - w dalszym ciągu nic nie wiadomo. W domach opieki, z którymi rozmawiał do tej pory nie potrzebują pomocy pielęgniarskich tylko pielęgniarek, ale szuka dalej. Powiedział, że jeśli o mnie chodzi to najpóźniej w ostatnim miesiącu maja będę pracować, a Sylwię bierze w poniedziałek sam na sam na próbną rozmowę kwalifikacyjną i oceni jej przygotowanie.
Podjęłyśmy decyzję, że na te kilka tygodni spróbujemy znaleźć jakąś pracę tymczasową, po pierwsze dlatego, żeby zarobić, a po drugie, żeby być wśród ludzi i rozmawiać po angielsku.


A teraz ciekawa informacja: dzisiaj zadebiutowałam jako kierowca lewostronny :) Karolina nie mogła z nami jechać, więc na miejsce spotkania musiałyśmy dojechać same. Cały czas uderzałam w drzwi, żeby chwycić biegi, które spokojnie sobie były po lewej stronie, myliłam jedynkę z piątką, prawie zabiłam Sylwię, bo zapomniałam, ze z lewej strony jest jeszcze 1,5 metra auta i trzeba jechać bliżej środka, ale ogólnie przeżyłyśmy :)
Gdyby ktoś pytał o pogodę

czwartek, 10 maja 2012

Czekamy...

Mówili - ale nie słuchałyśmy. W Irlandii na wszystko mają czas i nigdzie nikomu się nie śpieszy. Sprawy z irlandzkimi izbami w moim przypadku ruszyły do przodu, jeśli chodzi o Sylwię niestety jakoś nic nie może drgnąć. Z Paulem - z firmy pośredniczącej konkretnie porozmawiałyśmy, że potrzebujemy pracy i jeśli niczego nie ma to poszukamy sobie czegoś tymczasowego.  Wczoraj prosił, żeby mu dać czas do dzisiaj, dzisiaj prosił, żebyśmy spotkali się jutro... ostatni raz damy mu szansę. Inna sprawa jest taka, że on nam chce załatwić pracę od razu w domu opieki, w którym potem byłybyśmy pielęgniarkami, a my pewnie musiałybyśmy szukać sobie czegoś poza branżą. Niektórzy radzą, żeby czekać, ale jakoś ciężko tak siedzieć i nic nie robić, choć czas pędzi jak szalony. Zobaczymy co przyniesie jutrzejsza rozmowa. Pozdrowienia dla wszystkich!

wtorek, 8 maja 2012

Do roboty!

Koniec wakacji. Od jutro trzeba zacząć działać. Rozmowy kwalifikacyjne organizowane przez firmę pośredniczącą coś się opóźniają. A tu pieniędzy nie przybywa. Trzymajcie kciuki!

poniedziałek, 7 maja 2012

...a po burzy spokój


Papiery...


Dziś kolejny dzień walki z dokumentacją - izby irlandzkie, polskie, referencje, rzeczy, które raz już były załatwione, ale trzeba wykonać je ponownie. Dzięki za pomoc wszystkim w Poznaniu - bez Was byłoby ciężko. A na dworze bez zmian...

niedziela, 6 maja 2012

Problem z komentarzami...

Właśnie dostałam informację, że jest problem z wystawianiem komentarzy. Póki co można się podpisywać mając konto na googlach i kilku innych miejscach lub też zaznaczając "anonimowy" a podpisywać się w treści komentarza. Spróbuję coś z tym zrobić - przepraszam za utrudnienia - dopiero się uczę to obsługiwać :)

Do you speak English?


Nasz pokój zrobił się jeszcze ładniejszy. Karolina z Edim zrobili nam wczoraj niespodziankę. Z samego rana zabrali Bognę i  nie mówiąc nic nikomu wyjechali z domu. Po półtorej godziny wrócili z półką i lustrem. Teraz już mamy gdzie kłaść książki i różne pierdołki, a lustro sprawiło, że pokój zrobił się znacznie większy :) Teraz kiedy warunki są idealne nie pozostaje już nic innego jak siedzenie tutaj i uczenie się angielskiego:)

piątek, 4 maja 2012

A wokół góry, góry i góry...

Niespodziewanie okazało się, że od naszego domu bliżej są góry niż centrum Dublina. I to góry nie byle jakie!



To Jezioro Guinness - swoim kształtem przypomina kufel piwa, plaża na czubku jest jak pianka, a ciemno - rudawy kolor wody jak nic kojarzy się z zimnym porterem.


A to stary cmentarz położony w dolinie Gór Wicklow - lub jak kto woli po irlandzku Sléibhte Chill Mhantáin.


Wodospad i...
 ...sielankowy krajobraz u jego podnóży.



Drogi przez góry są przepiękne, ale jeśli ktoś cierpi choć odrobinę na chorobę lokomocyjną podróż będzie dla niego ciężką przeprawą. Odczułyśmy to z Sylwią na własnej skórze. Ciągłe "hopki" i  zakręty - prawie jak na rejsie...


Tak czy owak wczorajszy dzień można zaliczyć do bardzo udanych. Fajnie mieć takie krajobrazy 25 minut drogi od domu. Czekamy, aż przyjdą kurierem trekingowe buty Sylwii i ruszamy na podbój :)



Tutejsza fauna.

czwartek, 3 maja 2012

 I oto nadszedł wielki dzień. Dostałyśmy naszą pierwszą irlandzką korespondencję, a w niej upragniony numer PPS. Od tej chwili możemy być legalnie zatrudnione. Intensywna nauka angielska trwa, myślę, że do rozmów kwalifikacyjnych będziemy mówić idealnie:) Mamy jeszcze 3 dni. Na dole zdjęcie naszego osiedla. Architektura Dublina jest dość specyficzna, ale o tym jeszcze napiszę.



środa, 2 maja 2012

Po wbiciu kilku gwoździ i wkręceniu paru śrub nasz pokój zaczął wyglądać odrobinę przytulniej, a co ważniejsze, dzięki dywanowi i tablicy na ścianie zniknął nieprzyjemny pogłos. Firanka, kilka świeczek i nasz nowy kwiatek beniaminek sprawiły, ze przyjemniej spędza tu się czas.


Oczywiście daleko jest do ideału, ale bez sensu za jakiś czas przymierać śmiercią głodową, tylko dlatego, że miało się jakieś wizje dizajnerskie. Dlatego dalsze kroki dekoracyjno - meblowe podejmiemy po pierwszej wypłacie. Oby to było jak najszybciej.


wtorek, 1 maja 2012

Co słychać? - zapytacie. Leje - odpowiem. A poza tym byłyśmy wczoraj z Paulem w ABA - izbach pielęgniarskich. Dokonałyśmy zmiany adresów korespondencyjnych, ale niestety nadal nic nie wiemy o etapie naszej rejestracji. Osoby odpowiedzialnej za ten temat akurat nie było. Okazało się jedynie, że z powodu głupich procedur, musimy ponownie uzyskać wcześniej już otrzymane zaświadczenia. No ale nic - będziemy działać. Tak czy owak trzeba czekać na PPS, bo bez tego żadnej pracy sie nie znajdzie. A w następnym tygodniu rozmowy kwalifikacyjne na stanowisko pomoc medyczna.


Dzisiaj z kolei staramy się uprzytulnić nasz pokój. Byłyśmy w Ikei i wydałyśmy mnóstwo pieniędzy, ale chyba było warto. Efekty może uda mi się pokazać w następnym poście, pa!