niedziela, 20 kwietnia 2014

Wakacje - kraje beneluksu cz. 1


                                    

W zeszłym roku była Szkocja, a na ten planowaliśmy Norwegię, ale ze względu na duże odległości, które musielibyśmy tam pokonać autem zaczęliśmy rozważać inne opcje. Tata wymyślił Holandię, Belgię i Luksemburg. Idealnie w połowie drogi między Dublinem a Poznaniem, a do tego dobry dojazd samochodowy z Polski i jeszcze lepszy samolotowy z Irlandii. Koncepcja powstała w październiku i nie wiadomo kiedy nastał kwiecień, który ze względu na kwitnące tulipany wybraliśmy na termin wyjazdu.
I tak właśnie - jak to widać poniżej - znaleźliśmy się na lotnisku w Eindhoven - ja ze swoją podręczną walizką dopuszczalną przez linie Ryanair, a rodzice ze swoim samochodzikiem w kolorze "szara stal".


Niejeden emigrant dałby się pociąć za polskie wędliny.


Z Eindhoven pojechaliśmy na północ, kierując się do miejscowości Heemskerk pod Amsterdamem, gdzie mieliśmy spędzić trzy noce. Po drodze zahaczyliśmy o zamek De Haar,



a także o malowniczą miejscowość Amersfoort.




 

Muiden


I wreszcie nocleg - zamek przekształcony na hotel.


Kolejny dzień zaczęliśmy od ogrodów tulipanowych czyli Keukenhof. Co roku rozkwita tu siedem milionów kwiatów cebulkowych - tulipanów, hiacyntów, krokusów i narcyzów.












Folkowa muzyka grana z niesamowitym zaangażowaniem





 


Obok tulipanów i chodaków, nieodłącznym symbolem Holandii są wiatraki. Poniżej skansen w miejscowości Zaanse Schans, gdzie można było zwiedzić wiatraki od środka, spróbować pysznych serów i dodatkowo zobaczyć muzeum zegarów z klimatycznym właścicielem pasjonatem.




Trzeciego dnia ruszyliśmy pociągiem do Amsterdamu. W między czasie okazało się, że za bilety kolejowe można płacić jedynie kartą Maestro. Z trudem znaleziony konduktor poinformował nas, że turystom jest tu zawsze ciężko i dostaliśmy pozwolenie jazdy na gapę.



Wybraliśmy się na godzinną wycieczkę kanałami miasta.






 


Charakterystyczne haki umożliwiające wciąganie mebli do mieszkań w wąskich kamienicach.









Alejka cała wypełniona straganami z cebulkami kwiatowymi.



Wieczorne posumowanie dnia


Zapomniałam wspomnieć, że w zamku, w którym spaliśmy straszyło.


Dlatego ruszyliśmy na południe, zwiedzając przy okazji kilka ciekawych miejsc. 


Między innymi Delft słynący z niebieskiej ceramiki.




Miejscowość Gouda - komentarz nie jest wymagany.






I znowu wiatraki, tym razem "prawdziwe", czyli takie które stoją w tym samym miejscu od ponad 100 lat i w dalszym ciągu zamieszkałe są przez ludzi.




A takie pola tulipanów rosną sobie przy drodze i jak tu nie stanąć i zacząć fotografować?


Na jedną noc zatrzymaliśmy się w Kamperland - wg mnie najlepszy nocleg ze względu na komfort i kameralność. Pod spodem klimatyczny obiad jedzony w zamkniętym markecie i przyrządzony przez panią mówiącą w iwelu językach z wyjątkiem angielskiego.


Regionalne trunki :)