poniedziałek, 16 września 2013

Szkocja 2013

eJuż drugi raz moi rodzice przyjechali mnie odwiedzić. Tym razem skupiliśmy się na brytyjskiej częsci wysp - Irlandii Północnej, a przede wszytskim Szkocji.


Ryanair dał sie im się mocno we znaki podczas lotu z Poznania do Dublina. Ponad 1,5 h opóźnienia, brak miejsca w kabinie na bagaż podręczny i koniecznośc przeniesienia go do luku, sprawiły, że spotkaliśmy się na lotnisku o 1 30 zamiast przed północą. Nie wpłynęło to jednak na ich nastroje i już następnego dnia z samego rana ruszyliśmy podbijać Irlandię Północną.


Zaczęlismy od miejscowości Sligo w zachodniej części wyspy. Moja pacjentka zwykła mówić, że to najwspanialsze miejsce na świecie - na nas nie zrobiło jednak piorunującego wrażenia, ale nie żałujemy, że je zobaczyliśmy.



Kolejnym punktem programu były Klify Slieve League z "przełęczą jednego człowieka".



Mama jako statyw






"Krzysiu" - nasz GPS kierując do hostelu wywiódł nas w pole dając nam możliwośc podziwania wąskich, krętych, wiejskich ścieżek.

Po zostawieniu bagażów w hostelu, razem z tatą pojechalismy zwiedzać okolicę. I to wlaśnie tutaj tata pierwszy raz zdecydował się na prowadzenie po lewej stronie drogi.




Pierwszy nocleg był jedynym, w którem nie mieliśmy zapewnionego śniadania. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy jak łatwo można sie przejeść brytyjskim "full breakfast" - jedliśmy je przez kolejnych siedem poranków bez możliwości wyboru.


Drogą na zachód dotarliśmy do Derry - zwanego przez Brytyjczyków Londonderry. Misto jest ważnym miejscem zarówno dla protestantów jak i katolików z tego regionu. W 1972 r. żołnierze brytyjscy zabili 13 uczestników pokojowego protestacyjnego przeciwko prawu umożliwiającemu internowanie każdego Irlandczyka podejrzanego o terroryzm oraz przeciwko zakazowi organizowania demonstracji i zgromadzeń publicznych. Piosenka U2 "Sunday bloody Sunday" to właśnie o tym.






Kolejny przystanek zamek Dunluce - to ten, w którym w XVI w. spadła do morza kuchnia grzebiąc wielu służących.



I oczywiście Giant's Causeway - grobla olbrzyma, którą pokazywałam juz kilka miesiecy temu.





Bardzo przyjemny nocleg z widokiem na morze.


A nastepnego dnia rope bridge - liniowy most zbudowany przez poławiaczy łososi pomiędzy klifem a małą wysepką.



Widać jak bardzo trzęsa mi się nogi?



Moja mama początkowo nie chciała przektoczyć 20 m nad przepaścią, ale dzięki dzielnemu przewodnikowi udalo jej się pokonać lęk :)



Dalej kierując się do miejscowości Larne, skąd odpływał nasz prom do Szkocji, zahaczyliśmy o pole golfowe i opactwo z franciszkanów z 1500 r Bonamargy Friary. Tata próbuje swoich sił przy pierwszym dołku.




Niezwykłą malawniczą i bardzo wąską trasą dojechalismy do Przylądka Torr.


W poczekalni "przedpromowej" umilaliśmy sobie czas grając w tysiąca.



Na nasze szczęście morze było spokojne i 2h popłynęły niepostrzeżenie.






Ziemia szkocka.




Pierwszy szkocki nocleg spędziliśmy pod Edynburgiem w Charletown. Tradycyjny "apel poległych" czyli  przegląd zdjeć z całego dnia.


Dunfermline - malownicze miasteczko, od którego zaczęlismy nastepnego dnia.












Zamek w Stirling i Wallace Monument








Leśna ścieżka do Zamku w Campbell.









W przewodniku napisali, że uliczki  Culross przypominają plan filmowy. Postanowiliśmy sprawdzić jaki rodzaj filmu można tu krecić.




I tak kolejnego dnia dotarliśmy do stolicy Szkocji - Edynburga, gdzie spotkaliśmy się na kawie z moją kuzynką Kasią i jej synkiem Antkiem.
















Kolejny etap podróży doprowadził nas do Inverness - miejsca, w którym spędziliśmy trzy następne noce. Trasa była spektakularna - jak z resztą wiele rzeczy na tym wyjeździe :)





Nie opisany w żadnym przewodniku klasztor przypadkowo napotkany po drodze.







Kilchurn Castle









Mama przez cały wyjazd dzielnie szykowała nam kanapki podczas jazdy.


Wiadukt i pocig z Harrego Pottera.




Ben Nevis - najwyższy szczyt Wysp Brytyjkich


Szkocka krowa.







Najczęściej fotografowany zamek w Szkocji - Eilean Donan Castle - można go znaleźć na okładkach większości atlasów i przewodników.

Wyspa Skye i skała Old Man of Storr. Razem z tatą wdrapaliśmy się pod sam słup.








Szkocki łosoś jest jedną z potraw, które trzeba tutaj spróbować.








Wspomniane wczesniej brytyjskie śniadanie - tutaj bez pieczonego pomidora, pieczarków i puddingów.


Miasteczko Dornoch - gdzie wykupiliśmy zapasy lokalnej whisky.



Zamek Dunrobin



Carn Liath



Klify Duncansby Head na samej północy Szkocji - niedaleko miejscowości John O'Groats.







Zamek Królowej Matki w Mey.





Wieczorny spacer po Inverness.







I znowu nasz prom European Causeway.





Przez 8 dni zrobiliśmy 3200 km, spaliśmy w czterech B&B, zobaczyliśmy wszystko co chcieliśmy, a nawet więcej, zostaliśmy wygrzani w słońcu, przewiani przez morski wiatr, zatopieni w mgle (tylko przez 2 h) i prawie w ogóle nie zmokliśmy.