Kiedy spotykasz ludzi codziennie rano przed pracą głównym tematem wszystkich rozmów jest pogoda. Biedni Irlandczycy nie mają więc zbyt urozmaiconego życia. "Ale leje, podobno ma przestać padać dopiero w sobotę'',"Strasznie wietrznie dzisiaj", "Chyba jest zimniej niż wczoraj" - i to by było na tyle różnorodności. Ale kiedy przychodzi listopad wszystko się zmienia. "Słyszałem, że za dwa tygodnie może spaść śnieg", "Nie, tylko nie śnieg, to straszne!", "Spokojnie, jest za zimno/ciepło na śnieg" - i tak codziennie.
Ku nieszczęściu tubylców, a także Hindusów i Filipińczyków stało się. Pewnego poranka podniosłam żaluzje i świat był wreszcie biały. Termometr wskazywał dwa stopnie na plusie, więc wyrzuciłam z łózka Liska (choć miała wolne), bo nie chciałam, żeby była niezorientowana w porannych rozmowach. A wyglądało to tak:
Poniższe zdjęcia są autorstwa Sylwii. Wyszła na spacer i w ostatniej chwili uchwyciła zimę, która nas odwiedziła nas tylko na jedno styczniowe śniadanie.
Ja tymczasem z radością odsłaniałam zasłony w pokojach pacjentów, żeby ukazać im obraz białej wyspy. Niestety w odpowiedzi otrzymałam tylko grymasy przerażenia i niechęci. Z najnowszych danych usłyszałam, że Irlandia posiada obecnie jedną odśnieżarkę (nie licząc takich jak na zdjęciu powyżej). W razie kryzysu (czyt. 5 cm śniegu) sprowadzają więcej.
Tak właśnie wygląda zima na Sandyford.