środa, 23 stycznia 2013

Zima na Sandyford

Kiedy spotykasz ludzi codziennie rano przed pracą głównym tematem wszystkich rozmów jest pogoda. Biedni Irlandczycy nie mają więc zbyt urozmaiconego życia. "Ale leje, podobno ma przestać padać dopiero w sobotę'',"Strasznie wietrznie dzisiaj", "Chyba jest zimniej niż wczoraj" - i to by było na tyle różnorodności. Ale kiedy przychodzi listopad wszystko się zmienia. "Słyszałem, że za dwa tygodnie może spaść śnieg", "Nie, tylko nie śnieg, to straszne!", "Spokojnie, jest za zimno/ciepło na śnieg" - i tak codziennie.
Ku nieszczęściu tubylców, a także Hindusów i Filipińczyków stało się. Pewnego poranka podniosłam żaluzje i świat był wreszcie biały. Termometr wskazywał dwa stopnie na plusie, więc wyrzuciłam z łózka Liska (choć miała wolne), bo nie chciałam, żeby była niezorientowana w porannych rozmowach. A wyglądało to tak:




Poniższe zdjęcia są autorstwa Sylwii. Wyszła na spacer i w ostatniej chwili uchwyciła zimę, która nas odwiedziła nas tylko na jedno styczniowe śniadanie.






Ja tymczasem z radością odsłaniałam zasłony w pokojach pacjentów, żeby ukazać im obraz białej wyspy. Niestety w odpowiedzi otrzymałam tylko grymasy przerażenia i niechęci. Z najnowszych danych usłyszałam, że Irlandia posiada obecnie jedną odśnieżarkę (nie licząc takich jak na zdjęciu powyżej). W razie kryzysu (czyt. 5 cm śniegu) sprowadzają więcej.
Tak właśnie wygląda zima na Sandyford.

czwartek, 17 stycznia 2013

Wicklow Way - etap I

Po obejrzeniu pierwszej części "Hobbita" uświadomiłam sobie jak dawno nie chodziłam po górach. A przecież tuż za naszym domem zaczyna się całkiem spore pasmo Wicklow Montains. Przypadek chciał, że w tym tygodniu pierwszy raz od bardzo dawna miałyśmy z Sylwią dwa dni wolnego jednocześnie. Po przeczytaniu kilku informacji w internecie okazało się, że szlak zwany Wicklow Way ma swój początek jedynie trzy kilometry od naszego domu. Całość liczy 127 kilometrów. Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami odsyłam do stronki www.wicklowway.com


Z półgodzinnym opóźnienie wyruszyłyśmy z domu po 8 rano.


Pierwszy drogowskaz.


Pogoda szybko zaczęła się psuć, wchodziłyśmy w strefę chmur.



Aż tu nagle chmury się rozeszły ukazując wspaniałe widoki. I tak zostało już do końca z wyjątkiem 5 minutowych opadów.


Szłyśmy przez pola...


 ...opuszczone gospodarstwa...


 ...ścieżki leśne...


...wioski...


...łąki pełne baranów, owiec i kuz,,,


...aż przyszedł czas na popas.


Przez śliskie błoto co poniektórym zdarzały się niekontrolowane upadki.




Zrobiła się godzina 15, kiedy odkryłyśmy, że poszłyśmy za daleko i minęłyśmy hostel, w którym planowałyśmy nocować. Przy drodze stał znak informujący, że 3 km w bok  znajdziemy B&B. Iść dalej szlakiem nie wiedząc kiedy nadarzy się następna okazja noclegowa czy zboczyć z trasy? Nie mogłyśmy się zdecydować, gdy nagle coś sfrunęło na Sylwię - ku jej wielkiemu przerażeniu. Bardzo towarzyski rudzik siedział na tablicy informacyjnej i się na nas patrzył. Dał się sfotografować z każdej strony, a następnie zjadł mi chleb z ręki i poleciał.



Zdecydowałyśmy się iść do pobliskiego B&B i całe szczęście, po jak się okazało następny nocleg na trasie miał być za 12 km. Bardzo miła pani ugościła nas filiżanka herbaty. Zdjęcie po spodem jest widokiem z naszego okna - generalnie fantastyczne miejsce.


Następnego dnia z nowa energią i nowymi odciskami wyruszyłyśmy dalej.




Sylwia trochę opóźniała marsz łamiąc lód na wszystkich napotkanych kałużach.


 





Przeszłyśmy łącznie 52 km. W umówionej wcześniej miejscowości spotkałyśmy się z Karoliną i Bodzią, które zawiozły nas do domu.

sobota, 12 stycznia 2013

Świat zwariował :))

No i skończyło się rumakowanie. Już nie jestem najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Mimo, że tę zaszczytną rolę pełniłam przez ponad 27 ostatnich lat, jakoś nie jest mi za ciężko się z nią rozstać.
To właśnie Emilka - moja bratanica :) Nadal trwają spory do kogo jest podobna. Nie ma natomiast wątpliwości, że jest słodziak jakich mało i już tęsknie.








Byłam w Poznaniu tylko na cztery dni, ale z powodu mgły nie mogłam odlecieć w wyznaczonym terminie. Jeden dzień dodatkowy dzień w domu to wspaniały prezent na nowy rok. Niech żyją złe warunki pogodowe!:)