wtorek, 26 marca 2013
poniedziałek, 25 marca 2013
Rodzice w Irlandii
Miesiąc temu moi rodzie postanowili mnie odwiedzić. Zupełnym zbiegiem okoliczności najbardziej pasujący im termin przypadł w przed dzień świętego Patryka. Przez:
We wtorek spadł śnieg - zupełnie niespodziewany nawrót zimy. Na szczęscie akurat wtedy musiałam pracować, a rodzice zrobili sobie dzień ksiązkowy. Za to w środę, po Irish breakfast ruszyliśmy nad Atlantyk, żeby zobaczyć Klify Moheru.
- 7 dni ich pobytu zrobiliśmy ok
- 1500 zdjęć, ponad
- 35 filmików
- 3 aparatami, przejechaliśmy ok
- 900 km, przepłyneliśmy po Atlantyku
- 9 km, wypiliśmy
- trochę irlandzkiego alkoholu,zmokliśmy
- niezliczoną ilość razy i przeżyliśmy
- 3 pory roku (bez lata)
17.03.2013 - parada z okazji dnia św. Patryka:
A po paradzie, mimo uciążliwego zimna, idąc za tłumem trafiliśmy na Temle Bar - ulicę znaną ze swoich pubów, które zwłaszcza dzisiaj tętniły życiem grając muzykę na żywo. Nikomu z Poznania chyba nie muszę przypominać jak bawią się Irlandczycy.
Wieczorem tata próbował swoich sił dzielnie walcząc na PlayStation:)
Następnego dnia pochleliśmy do Bray - nadmorskiego kurortu, z którego pochodzi Katie Taylor, wielbiona przez rodaków bokserka i zdobywczyni złotego medalu na olimpiadzie w Londynie. My zaś wstąpiliśmy do kasyna, żeby spróbować swych sił w kilku grach zręcznościowych - niestety nie wyszliśmy z niego bogatsi.
Wdrapalismy się równiez na całkiem wysoka górę (241 m n.p.m.), żeby popodziwiać widok na Morze Irlandzkie z jednej strony i Góry Wicklow z drugiej.
Potem wycieczka na Półwysep Howth i spacer do latarni morskiej.
Wieczorem wspólne przygotowywanie Irish Stew.
Oglądanie zdjęć i relaks.
We wtorek spadł śnieg - zupełnie niespodziewany nawrót zimy. Na szczęscie akurat wtedy musiałam pracować, a rodzice zrobili sobie dzień ksiązkowy. Za to w środę, po Irish breakfast ruszyliśmy nad Atlantyk, żeby zobaczyć Klify Moheru.
Zwiedziliśmy jaskinie w miejscowości Doolin, w której znajduje się największy w Europie stalaktyt (7 metrów długi i liczący 5000 lat).
Klify Moheru po raz kolejny przywitały mnie ładną pogodą.
Rejs wzdłuż podnóży najwyższych w Irlandii klifów był niesamowitym przeżyciem, tym bardziej, ze towarzyszył nam delfin - pierwszy raz widziałam tego zwierza w naturalnych warunkach.
Kolejne dni lało... ale my, niezrażeni ruszyliśmy wgłąb Gór Wicklow.
Ostatni dzień spędzilismy grając w 3 5 8, Rumikumbę i tysiaca. Znaleźlismy jednak siłę, żeby wyjśc na mały spacer po osiedlu, który prawie skończył się zamknięciem nasprzez strażnika w ogrodzonym wysokim murem parku.
Fantastycznie było mieć ich tutaj. Do tego każde odwiedziny są dodatkową mobilizacją, żeby zobaczyć coś nowego. Również Bodzia była w niebo wzięta kolejnym wujostwem do zabawy. Do zobaczenia!
Subskrybuj:
Posty (Atom)