niedziela, 27 marca 2016

czwartek, 17 marca 2016

Limerick

"Limerick jest najmniej lubianym irlandzkim miastem (...) znajdują tu się liczne, aczkolwiek mało ciekawe kościoły" (Przewodnik Irlandia). "Jedziecie do Limerick-u?! Uważajcie, żeby Was ktoś nie zadźgał.!" (nasi irlandzcy znajomi). Takie to własnie informacji sprawiły, że do tej pory nie odwiedziłyśmy czwartego co do wielkości miasta na Zielonej Wyspie. Jednak tym razem kiedy nadarzyły się trzy dni wolnego, a prognoza pogody nie zachęcała do chodzenia po górach, postanowiłyśmy sprawdzić czy Limerick jest tak straszny jak go malują.

Wyruszyłyśmy wcześnie rano i już po 1,5 h byłyśmy na miejscu. Mocno wiało i co jakiś czas chlustało litrami deszczu. Postanowiłyśmy pojechać jeszcze 100 km na zachód i zobaczyć jak w takich warunkach prezentuje się Atlantyk. To był dobry pomysł :).

 

Pierwszy punkt programu: latarnia morska Loop Head. Siedziałyśmy w rozbujanym przez wiatr aucie 20 minut słuchając gniewu oceanu i jedząc śniadanie. Po jakimś czasie trochę się uspokoiło. Jadąc wąskimi drogami wzdłuż wybrzeża raz na 200 metrów zatrzymywałyśmy się, żeby wyjść i podziwiać widok rozszalałej wody.




Przynajmniej niektórzy wychodzili....


Wzdłuż całego zachodniego wybrzeża Irlandii ciągnie się Atlantic Way. Jest to licząca ponad 2000km trasa samochodowa z dobrze oznaczonymi punktami widokowymi i szlakami pieszymi, która promuje atrakcje regionu. Czasami ciężko wcisnąć auto między ustawione po bokach murki. Lepiej nie myśleć co się stanie jeśli z naprzeciwka nadjedzie inny pojazd. Szczątkowy asfalt biegnie tak blisko oceanu, że znaki "uwaga, droga podtopiona" są stałą ozdobą poboczy. Co jakiś czas mija się gospodarstwa.... jak ci ludzie żyją w tak nieprzyjaznych warunkach?






Płaty skał wapiennych wynurzają się z wnętrza ziemi pod dziwnym kątem, niczym zasieki obronne uniemożliwiające wodzie wejście na ląd.





Zgłodniałyśmy. Czas wrócić do miasta.


Limerick leży nad największą na obydwóch Wyspach Brytyjskich rzeką - Shannon. Przez wieki stanowiła ona trakt komunikacyjny prowadzący wgłąb wyspy. U góry pomnik pracowników doków.



 

Głód ugasiłyśmy w restauracji z owocami morza. Ja zjadłam przepyszne kałamarnice, a Sylwia morszczuka, ku jej nieszczęściu zatopionego w kaparach. Wieczorny spacer po centrum skończył się totalnym przemoknięciem.


Następnego dnia znów ruszyłyśmy nad ocean. Tym razem południowym brzegiem rzeki. 


Miejscowość Adare



 


I dalej na zachód w poszukiwaniu wiosny...















Ostatniego dnia spędziłyśmy trochę czasu w samym Limericku, zwiedzając zamek i szwendając się po uliczkach.



 







Nie zgadzamy się ze złą reputacją Limericku. Może nie jest najpiękniejszym miastem (jak każda irlandzka miejscowość), ale położenie nad rzeką, okazały zamek i niesamowite okolice sprawiają, że jest fajnym  celem weekendowych wypadów.