wtorek, 26 czerwca 2012

Barbecue

Wczoraj po 6 godzinnym kursie, przyjechałyśmy do domu prosto na grilla. Potrzebny był taki wieczór. Choć pogoda dość zimna to brak deszczu i prześwity niebieskiego nieba stanowiły miłą odmianę. Piwko i pyszne jedzenie (mięcho z Polskiego sklepu) - rewelacja. Tutaj są dość modne grille w terenie - np. w parkach, na plaży - musimy kiedyś spróbować.

niedziela, 24 czerwca 2012

Kochany pamiętniczku...

Jutro (a w Polsce już dziś) mijają 2 miesiące odkąd tu jesteśmy. W piątek natomiast minął miesiąc od kiedy pracujemy. Nie będę robiła żadnych podsumowań, bo jeszcze nie czas. Fakt jest taki, że plan się udał - pracujemy i żyjemy sobie za granicą :)

czwartek, 21 czerwca 2012

Howth

Korzystając z wolnego dnia po pierwsze porządnie się wyspałyśmy. Potem, jako, że Bogna miała podwójne święto: imieniny i 8 - miesięcznicę wzięłyśmy ja na spacer. Odczekałyśmy do 18 aż miną godziny szczytu i pojechałyśmy na Półwysep Howth. Korków nie udało nam się ominąć, 25 km jechałyśmy ponad 1,5h, ale warto było.


Powolna jazda umożliwiła nam robienie zdjęć po drodze.  Oto właśnie Półwysep Howth - trafiłyśmy na odpływ.


Piraci są wszędzie.



Półwysep stanowi centrum Dublińskiego rybołówstwa.

 



Howth Castle - obecnie szkoła gotowania - aż by się chciało w takiej pouczyć.




Wkradłyśmy sie na pole golfowe, z którego roztaczały się piękne widoki.


Wyspa "Oko Irlandii" - siedziba róznych gatunków ptaków.


Tutejsza marina nie jest tak duża jak ta na Dun Laoghaire, ale jachty mieszkających tu bogaczy robią wrażenie. Przy samym brzegu stoją klimatyczne budynki starej osady rybackiej, natomiast w wyższych partiach, na stokach góry można podziwiać wielkie rezydencje, których właściciele wstając rano mają widok na morze, góry, wyspy i Dublin jednocześnie.



Na koniec półwyspu prowadzą szlaki tuż przy samych klifach z niesamowitymi widokami. W tle prywatna Wyspa Lambay - stwierdziłyśmy z Sylwią, że jak dostaniemy wypłatę też sobie jakąś kupimy.





Latarnia morska, a w tle Zatoka Dublińska i Góry Wicklow.

wtorek, 19 czerwca 2012

Małe tęsknotki

Jako że pracujemy na innych oddziałach, zazwyczaj jadąc do domu zdajemy sobie relacje z całego dnia. Najczęściej oczywiście polega to na rozmawianiu o współpracownikach i szefostwie. Wczoraj wieczorem, na wpół już śpiąca otworzyłam szeroko oczy, bo uświadomiłam sobie, o jak ważnej rzeczy zapomniałam powiedzieć. "Sylwia!" - krzyknęłam - "Widziałam dzisiaj kroplówkę!". Co z tego, że podłączona podskórnie? Prawdziwy Sterofundin z zestawem:) Nie przypuszczałam, że tak będzie mi brakować zwykłego, poczciwego pielęgniarstwa. A tu nawet będąc pielęgniarka rozkładasz i podajesz jedynie leki doustne oraz walczysz z papierologią. Ale przynajmniej jak wielkim przeżyciem staje się to co kiedyś było codziennością.

niedziela, 17 czerwca 2012

Euro, euro i po euro... przynajmniej dla nas

Z nowości: z bieżących 7 dni przepracowujemy 6 po 12 i 13 godzin - dziś miało być krócej, ale poproszono nas o zamianę i w domu tradycyjnie byłyśmy przed 22. Wczoraj Browarek znowu był u mechanika - tym razem wszystko zostało naprawione i choć nasze kieszenie opustoszały, prowadzi się go pięknie - oby to na jakiś czas wystarczało.
Sylwia mi tu choruje - przeziębienie przechodzi na wszystkich w domu. Walczymy dzielnie za oręże mając grzańce, czosnek i miód.
Z niecierpliwością czekamy na środę - trzy dni wolnego - może wreszcie zobaczymy centrum Dublina. Niedługo miną dwa miesiące od naszego przyjazdu, a tu nawet pięciu minut nie poświeciłyśmy na zwiedzanie.
Póki co wolne chwile poświęcamy oglądaniu rozszerzonej wersji władcy pierścieni. Coś czuję, że następne będą gwiezdne wojny :)
Coraz ciekawsze rzeczy dzieją się w Polsce. U wszystkich coś się zmienia. Jest Wam czego gratulować! Oby tak dalej! :)

sobota, 16 czerwca 2012

Tak się kibicuje!


Może i drużyna nie najlepsza, ale kibice niesamowici - pewnie sami tego doznaliście. To tylko malutka próbka - pomalowane samochody, domy, chorągiewki, flagi, peruki...


Czas na nas - jutro nasi!

wtorek, 12 czerwca 2012

Już nie Sylwia lecz Sylvia :)

Dwa dni wolnego minęły niepostrzeżenie. Tym bardziej, że wczoraj trzeba było jeździć i załatwiać ubezpieczenie auta - po okazaniu moich zniżek z Polski oszczędzimy 50 euro miesięcznie (dzięki Adam). Dzisiaj natomiast musiałyśmy jechać na kolejny kurs. Nie znosimy tego. W każdym tygodniu jest coś takiego. Niby masz dzień wolny, a tu trzeba jechać na ok 3 godziny 40 km w dwie strony i jeszcze Ci za to nie płacą. Z nowości jesteśmy już pełnoprawnymi pracownikami - dostałyśmy nasze plakietki. Sylwię trochę zangielszczyli - może po to, żeby lepiej się wymawiało.


Koniec pisania trzeba się przygotować na mecz. Pod względem kibicowania można by wiele nauczyć się od Irlandczyków.

piątek, 8 czerwca 2012

OLE OLE OLE!!!!

Polska - Grecja 1:1!!!! Jest szansa, żeby zakończyć to z klasą! W Irlandii wszędzie flagi i świąteczne nastroje :)

A po pracy...

Może czasem narzekam na pogodę i inne rzeczy, ale przyznać trzeba jedno - okolice Dublina, flora i fauna są tutaj niesamowite. Np. w środę po pracy miałyśmy ochotę na jakiś spacer. Po 13 godzinach spędzonych w malutkich pokoikach tęskni się za przestrzenią.

  
Zamiast kierować się prosto do domu pojechałyśmy sobie w góry na papierosa. Wystarczy 15 min od naszego domu, żeby znaleźć się wśród sielankowo wyglądających dolin z widokiem na Dublin i morze.


Gdybyśmy miały ochotę na krótki spacer po plaży wystarczyłoby 15 min w drugą stronę. Gdzie te czasy gdy spontaniczny wyjazd nad morze na jeden dzień był wielkim wyczynem?:)

wtorek, 5 czerwca 2012

Po irlandzku - część V - piżama party

W tym poście nie będzie zdjęć. Mogłabym oczywiście chwycić aparat i otworzyć okno, ale jakoś wydaje mi się to mało etyczne. Powiem więc tylko co przez to okno widzę: co któraś przechodząca osoba jest albo w szlafroku, albo w piżamie. Jest to tutaj dość powszechne i jakoś nie może przestać nas bawić. Po co przebierać się idąc do sklepu, skoro po powrocie i tak trzeba by było z powrotem wskoczyć w nocne wdzianko? Pomyśleć, że ja nadal mam opory, żeby wychodzić z domu w dresie. W każdym razie, jeśli w Polsce będę chciała iść do sklepu w piżamie - powstrzymajcie mnie!

A jednak coś znalazłam w necie :) - tak to mniej więcej wygląda:

 

niedziela, 3 czerwca 2012

Wicklow poraz drugi

 W czwartek po raz drugi byłyśmy w Wicklow - górach, u podnóży których leży Dublin. Tym razem nastawiłyśmy się na chodzenie.

Wycinki lasów są tutaj prowadzone na ogromna skalę, a młodych szkółek leśnych jakoś nie widać
Okaleczona sarenka (utykała na jedno kopytko) nawet nie próbowała przed nami uciekać    

Wzięłyśmy Browarka i podjechałyśmy do Rathcoole - miejsca naszej pracy, zgarnęłyśmy dwie dziewczyny - Gosię i Olę (ta druga po pół roku spędzonym w tym domu opieki stwierdziła, że jednak spróbuje szczęścia gdzie indziej i ruszyła do Niemiec).


Dawna osada górników wydobywających kwarcyt ze stoków góry
Kozice zręcznie maskowały się między kamieniami


Stamtąd trochę okrężną drogą udało nam się dotrzeć do Glendalough - miejscowości wypadowej. Góry przywitały nasz deszczem.
Cmentarz w Glendalough (jego zdjęcia znajdziecie też w dawniejszym poście)



Zrobiłyśmy ok 23 km pieszo i mimo brzydkiej pogody udało nam się zobaczyć kilka ładnych widoczków. Sylwię niestety złapało przeziębienie, które w piątek za pomocą końskiej dawki paracetamolu, rutinoscorbinu, czosnku, cytryny miodu udało się wyleczyć.





piątek, 1 czerwca 2012

Po irlandzku - część IV - komunikacja drogowa

Że po lewej stronie - wie każdy. Czym to grozi podczas prowadzenia - pamiętacie z moich pierwszych prób. To co teraz napiszę dotyczy Dublina i do tej pory poznanych przeze mnie okolic. Inne jest:

  • oznakowanie poziome - np. podwójna ciągła na poboczu oznacza zakaz parkowania, generalnie na jezdni narysowanych jest więcej znaków niż w Polsce
  • znaków stojących jest mniej, a ich wielkość przypomina talerz obiadowy
  • bardzo mało jest skrzyżowań, na których trzeba myśleć o jakimś podporządkowaniu - albo światła, albo rondo (dużo rond!)
 
 
  • ładnie rozwinięte są trasy szybkiego ruchu - M50 stanowi tu główna autostradę i zarazem obwodnicę całego Dublina, do tego ładnie zrobione drogi wylotowe i np. 23 km do naszej pracy jedziemy 20 min, mijając jedynie 2 skrzyżowania ze światłami i kilka rond  
 
 
 
  • ścieżki rowerowe są niemal wszędzie, niektóre bywają dwu - pasmowe i zajmują prawie tyle co powierzchnia dla au, a rowerzyści śmigają jak strzały nie zważając na ostre pofałdowanie terenu i deszcz
  • dobry asfalt, bez kolein i z niewielka ilością dziur i licznymi progami zwalniającymi
  • pasy są bardzo wąskie i jeśli dodać do tego zwyczaj parkowania gdzie popadnie, łatwo o czołową stłuczkę

  • światła są zarówno przed krzyżówka jak i za nią, żeby wjeżdżając na skrzyżowanie wiedzieć jak bardzo trzeba się śpieszyć
  • a stłuczek musi być tu naprawdę dożo - każdy samochód ma mnóstwo zgnieceń, rys i odprysków - mało kto to naprawia