Po obejrzeniu pierwszej części "Hobbita" uświadomiłam sobie jak dawno nie chodziłam po górach. A przecież tuż za naszym domem zaczyna się całkiem spore pasmo Wicklow Montains. Przypadek chciał, że w tym tygodniu pierwszy raz od bardzo dawna miałyśmy z Sylwią dwa dni wolnego jednocześnie. Po przeczytaniu kilku informacji w internecie okazało się, że szlak zwany Wicklow Way ma swój początek jedynie trzy kilometry od naszego domu. Całość liczy 127 kilometrów. Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami odsyłam do stronki www.wicklowway.com
Z półgodzinnym opóźnienie wyruszyłyśmy z domu po 8 rano.
Pierwszy drogowskaz.
Pogoda szybko zaczęła się psuć, wchodziłyśmy w strefę chmur.
Aż tu nagle chmury się rozeszły ukazując wspaniałe widoki. I tak zostało już do końca z wyjątkiem 5 minutowych opadów.
Szłyśmy przez pola...
...opuszczone gospodarstwa...
...ścieżki leśne...
...wioski...
...łąki pełne baranów, owiec i kuz,,,
...aż przyszedł czas na popas.
Przez śliskie błoto co poniektórym zdarzały się niekontrolowane upadki.
Zrobiła się godzina 15, kiedy odkryłyśmy, że poszłyśmy za daleko i minęłyśmy hostel, w którym planowałyśmy nocować. Przy drodze stał znak informujący, że 3 km w bok znajdziemy B&B. Iść dalej szlakiem nie wiedząc kiedy nadarzy się następna okazja noclegowa czy zboczyć z trasy? Nie mogłyśmy się zdecydować, gdy nagle coś sfrunęło na Sylwię - ku jej wielkiemu przerażeniu. Bardzo towarzyski rudzik siedział na tablicy informacyjnej i się na nas patrzył. Dał się sfotografować z każdej strony, a następnie zjadł mi chleb z ręki i poleciał.
Zdecydowałyśmy się iść do pobliskiego B&B i całe szczęście, po jak się okazało następny nocleg na trasie miał być za 12 km. Bardzo miła pani ugościła nas filiżanka herbaty. Zdjęcie po spodem jest widokiem z naszego okna - generalnie fantastyczne miejsce.
Następnego dnia z nowa energią i nowymi odciskami wyruszyłyśmy dalej.
Sylwia trochę opóźniała marsz łamiąc lód na wszystkich napotkanych kałużach.
Przeszłyśmy łącznie 52 km. W umówionej wcześniej miejscowości spotkałyśmy się z Karoliną i Bodzią, które zawiozły nas do domu.
Super widoki:) Buziole. lolo
OdpowiedzUsuń