niedziela, 15 października 2017

Kanada 2017. Nielot.

Nie poleciałyśmy. Lot był planowany na godzinę 13:10 23 maja. Wstałyśmy wcześnie rano, żeby dokończyć pakowanie. Włączyłyśmy BBC i wstrząsnęły nami wiadomości z Manchesteru. Kolejny atak. 300 km od Dublina...
Karolina zadzwoniła o 9:20 i z przerażeniem oznajmiła, że się zgubiła i na pewno się spóźni. W naszym nowym mieszkaniu była tylko raz. Wprowadziłyśmy się zaledwie 2 tygodnie temu. 
Powyłączałyśmy wtyczki, piec, upewniłyśmy się, że okna są pozamykane, a w kuchni nie ma jedzenia, które mogłoby się zepsuć. Podlałam kwiaty i przygotowałam śmieci do wyrzucenia. Ostatnie spojrzenie na mieszkanie - byłyśmy gotowe. Paszport, pieniądze, wydrukowane karty pokładowe - przed każdym wyjazdem ta sama wyliczanka.
Nie było korków. Karolina i dziewczynki mimo błądzenia przyjechały na czas. Odprawiłyśmy bagaże na lotnisku, wypiłyśmy razem kawę i tuż drzwiami odlotów pożegnałyśmy się.  Jako, że miałyśmy mieć przesiadkę w New Jersey udałyśmy się - zamiast do bramek, do sekcji kontroli USA. I znowu ściąganie butów i wyciąganie płynów z plecaka. Okazywanie paszportów.
- Nie macie wizy do Stanów? Proszę iść do działu imigracyjnego.
Po co wiza do kraju, w którym nie opuszcza się na lotnisku sfery transferowej? Pracownik w mundurze przywołał nas do siebie.
- Bez wizy nawet małego palca u nogi nie możecie postawić na terenie Stanów Zjednoczonych! - wrzeszczał - Siadać!
Stewardessa zaprowadziła nas do wyjść na halę, na której musiałyśmy odebrać swój bagaż... I co teraz?
I znowu byłyśmy na sali przylotów, gdzie 40 minut temu piłyśmy kawę z Karoliną i dziewczynkami.
Stanęłyśmy w kolejce do obsługi klienta Aer Lingus'a.
I tutaj miła niespodzianka. To, że nie miałyśmy wizy wynikało z błędu systemu lini lotniczych. Nie powinno być możliwości odprawy bez przejścia przez specjalną aplikację wizową, dzięki której uzyskiwało się upoważnienie na tranzyt. A my się odprawiłyśmy. W związku z tym z przeprosinami dostałyśmy bilety na lot następnego dnia przez Toronto, transport i nocleg w 4 gwiazdkowym hotelu przy lotnisku w Dublinie z wyżywieniem. To co, że mieszkamy 10 minut od lotniska? Wakacje się zaczęły! Dają to bierzemy. Przynajmniej miałyśmy pół dnia na zwiedzenie tej części Dublina.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz