Piątego dnia weszliśmy na Diamond Hill. Ośmio-kilkometrowa trasa, z ostrymi podejściami była niemałym wyzwaniem dla dzieciaków. Dały jednak radę i dużą część pokonały na nogach. Widoki były przepiękne - z jednej strony góry z drugiej poszarpana i pełna wysepek atlantycka linia brzegowa.
Nawet Kajtek ze swoim zaledwikilkumiesięcznym stażem w chodzeniu dzielnie się wspinał.
Opłacało się:)
Na koniec na dzieci czekał zasłużony plac zabaw, a na starszych kawka.
Czas wracać do Clane. Razem z Sylwią następnego dnia szłyśmy do pracy, a nasi goście mieli ostatni dzień spędzić na odpoczynku i spacerze dookoła domu. Było wspaniale! Cicho i pusto zrobiło się po ich wyjeździe. Z dwóch powodów nie popadamy jednak w głęboką depresję: 1. Niedługo czekają nas kolejne odwiedziny (Maciej, Milena, Marysia, Sławek, Zosia i Olga:)) 2. Drugiego maja będziemy w Polsce :)) Do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz