sobota, 24 września 2016

Alpy cz IV. Fruburg, Zamek Chillon, Genewa.

Następnego dnia pojechaliśmy do Fyburga (Fribourg). Bardzo ładne miasteczko, z klimatyczną starówką o stromych uliczkach. I znów wdrapaliśmy się na wieżę. Tym razem niższą i jakoś bardziej stabilną. Widok nie była aż tak piękny jak w Bernie, ale w końcu to nie Fryburg jest stolicą Szwajcarii. 








Co prawda w przewodnikach nie ma informacji co warto zjeść we Fryburgu, ale dla nas to miasto zasłynęło z pysznego kebabu. Trochę ciężko było dogadać się po angielsku podczas zamówienia, ale dzięki obrazkom i międzynarodowym znakom migowym, po wyjechaniu za miasto mogliśmy cieszyć się turecką kuchnią na świeżym powietrzu.

ZT

Zamek Chillon. Niesamowita średniowieczna budowla położona nad Jeziorem Genewskim. 


W środku mnóstwo korytarzy, drewnianych pomostów łączących poszczególne części, zamkniętych drzwi, które można otworzyć, żeby spenetrować ciemne zaułki. Do tego wszystkiego niesamowite widoki za oknami. 
  
ZT















To właśnie tutaj w XIV w. przez 4 lata więziono przykutego łańcucami François'a Bonivarda, przeora klasztory św Wiktora w Genewie. Byron upamiętnił go w poemacie romantycznym "Więzień Chillonu".



Bardzo fajnie zrobiony teatr cieni w podziemiach przedstawiał zarówno François'a Bonivarda jak i kilka innych postaci żyjących w czasach swietności Chillon.




Kolejny przystanek: Genewa. Miasto, które będąc w Szwajcarii trzeba zobaczyć. Trzeba, bo mieści się tu siedziba 22 organizacji międzynarodowych i ponad 250 pozarządowych takich jak Czerwony Krzyż, WHO czy ONZ. Siedzib nie zwiedzalismy, a samo miasto nie zrobiło na nas piorunującego wrażenia. Ładnie położone, pełne ekskluzywnych sklepów i gładko uczesanych ludzi w garniturach.






Tym razem Sylwia postanowiła postraszyć swoją kamerką łabędzie.




Po dwu godzinnym spacerze wróciliśmy do auta i pojechaliśmy do naszego hotelu Porta de Geneve, który mieści się 10 km od miasta zaraz za francuską granicą. Jako, że naszemu kierowcy należało się zimne piwo, po rozładowaniu manatków udaliśmy się wprost lokalnego baru, gdzie Sylwia rozpoczęła swoją naukę francuskiego. Dwa małe piwa potrafi zamówić bez zająkniecia.

ZT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz