piątek, 20 lipca 2012

Niespodzianka

Nie jest łatwo zorganizować komuś niespodziankę mieszkając z nim w jednym  pokoju, pracując w tej samej pracy i w tym samym czasie. Widząc podczas przerw chowającą się przede mną Sylwię w pokoju pracowniczym czułam, że coś knuje. Nie przypuszczałam jednak, że będzie to aż tak spektakularne.
Od środy do piątku miałyśmy wolne. W czwartek natomiast przypadał mój coroczny dzień świętowania. O tym, że mamy gdzieś jechać dowiedziałam się w momencie, kiedy chciano nam wcisnąć kolejny kurs. Tym razem od razu powiedziałyśmy stanowcze NIE.
 
Tradycyjna irlandzka pogoda: deszcz i slońce na przemian co 5 minut.

We wtorek po pracy zakupy, kanapki i pakowanie, a w środę pobudka o 6 i po dopompowaniu opon Browarka znalazłyśmy się na trasie. Sylwia znowu za kierownicą (chyba niedługo zaczniemy ciągnąć losy kto prowadzi, bo coś ostatnio coraz częściej jestem pasażerem). Miejsce wpisane w GPS brzmiało Cashel, ale dostałam zakaz zaglądania do przewodnika, żeby sprawdzić po co dokładnie tam jedziemy.
Po dwóch godzinach prawda wyszła na jaw.



Piękne ruiny zamku postawione na skale roztaczają swój blask na rozległe pola i pastwiska niczym Jezus ze Świebodzina.
 
Krzyż św. Patryka
Dziedziniec. W początkowym zamyśle zamek miał być katedrą.

Klimatyczny cmentarz przy zamku.

Młodszy brat położony 200 m dalej.
W środku odbywała się wystawa opisująca wizytę na tych terenach Królowej Elżbiety II  w roku 2011. Jak na każdy zabytek przystało, połowa budowli była zasłonięta rusztowaniami (zawsze jak coś zwiedzam akurat musi być w remoncie).
Najważniejsze to umieć wtopić się w otoczenie :)

Przygody z reszty wycieczki ze względu na dużą ilość wrażeń i zdjąć opiszę w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz