sobota, 21 lipca 2012

Szybkość, hazard i tradycja


Kolejnym punktem na trasie okazało się położone w hrabstwie Cork miasteczko Killarney. Jest to centrum wypadowe do Killarney National Park pełnego spiczastych gór i pięknych jezior. Wystarczyły dwa zdjęcia w przewodniku, żebym nabrała ochoty na treking, a nie wiedziałam jeszcze co czeka mnie najpierw.
Po znalezieniu noclegu w popularnych tutaj B&B (Bed and Breakfast), poszłyśmy na zwiedzanie miasteczka i obiad.  O godz 17 zaczęłyśmy się szykować na główna atrakcje wieczoru, która okazały sie wyścigi konne.


W fantastycznej, górskiej scenerii ogromna ilość miłośników koni i hazardu z zapałem śledziła przebieg wydarzeń.


Dzięki specjalnej broszurce dokładnie wiedziałyśmy jaki koń kiedy występi, jakie ma do tej pory osiągnięcia i jak będzie wyglądał dosiadający go jeździec.


 Przed każdym wyścigiem odbywała się prezentacja koni. Chodziły w kółko przez ok 10 minut, a widownia mogła oceniać ich chód, sylwetkę oraz aktualną formę.



Kiedy jeźdźcy dosiedli swoich klaczy (z naszych obserwacji większość kopytnych była płci żeńskiej) publiczność tłumnie biegła do bukmacherów obstawiając swoich faworytów. Z Sylwią zakładałyśmy się tylko między sobą. Po 4 wyścigach była 30 euro do przodu,ale po kolejnych trzech udało mi się zredukować swoje straty do 10 euro.




Na wyścigi przychodzi wielu bardzo klimatycznych osób. Sport ten jest głęboko zakorzeniony w irlandzkiej tradycji. Podobno dzięki bogatemu w wapno podłożu, na którym roście pożywienie dla koni, zwierzęta te mają szczegolnie mocne kości, co predysponuje je do zdobywania miejsc na podium calego świata. 



  


Biegi odbywają się na różne dystanse, jedne są z przeszkodami, inne bez.





Największe emocje oczywiście towarzyszą końcówce wyścigu. Po przekroczeniu przez konie mety część publiczności drze i z wściekłością ciska na ziemię swoje kupony, a druga część z uśmiechem na twarzach udaje się po odbiór nagrody.


Sport ten jak mogłysmy sie przekonać jest bardzo niebezpieczny. Za każdym wyścigiem zawsze jedzie karetka i służby pomocnicze. Jeden z jeźdźców spadł z konia przeskakując przez przeszkodę. Nie znamy jego dalszych losów, za to koń pobiegł sam jeszcze 2 okrążenia metę przekroczył jako trzeci.














Jeźdźcy to zazwyczaj takie chudzinki pokroju Małysza. Az strach czy przy tym pędzie nie zostaną zdmuchnięci z konia.



W przerwach między wyścigami gra orkiestra weselna, można kupić piwko, jedzenie i po prostu dobrze się bawić.


To było fantastyczne przeżycie. plan zakładał wieczorne wyjście na miasto, ale po 3 godzinach na świeżym powietrzu, podróży i wczesnej pobudce o godz 22 leżałyśmy w pokoju - (każda w swoim wielkim łóżku!) i po kilku łykach piwa poszłyśmy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz