piątek, 6 lipca 2012

Wyprawa do Galway

Tak jak planowałyśmy razem z dwoma koleżankami pojechałyśmy do Galway, a najpierw konkretnie do Ardrahan gdzie jedna z dziewczyn miała rozmowę kwalifikacyjną. Wstałyśmy o 5 30, kawałek lazanii na dzień dobry popity kawką i w drogę. Dla odmiany to nie ja siedziałam za kierownicą.
Bohaterka dnia - Sylwia - przejechała 628 km w ok 7 godzin. Prócz szybkich autostrad pokonała kilometry krętych i wąskich górskich dróg.


Na rozmowę udało nam się dojechać przed czasem. Mały nursing home ze znacznie gorszymi warunkami lokalowymi niż u nas. Po godzinie czekania, z relacji koleżanki dowiedziałyśmy się, że warunki pracy i stawka godzinowa nie różnią się specjalnie od naszego obecnego kontraktu.
Kolejny przystanek Galway.


Miasto portowe liczy sobie poniżej 100 000 mieszkańców.


Znowu trafiłyśmy na odpływ.


Miasto wygląda raczej biednie, choć główna ulica tętni życiem dzięki ogromnej ilości ulicznych muzyków, z których każdy jak dla mnie mógłby zostać gwiazda na skalę światową.



Zapuszczając się troszkę w głąb można znaleźć kilka urokliwych kanałów rzecznych.


Miałyśmy ogromne szczęście. Trafiłyśmy na finał Volvo Ocean Race. "Regaty Volvo Ocean Race to jeden z najtrudniejszych morskich wyścigów, w których żeglarze mają do przepłynięcia 3 oceany oraz muszą zawinąć do 10 portów znajdujących się na 6 różnych kontynentach. Trasa regat liczy 39 000 mil morskich a jej pokonanie etapami zajmuje ponad 8 miesięcy. To impreza dla najbardziej wytrwałych żeglarzy. W tegorocznej, 11. edycji startuje 6 załóg z całego świata. " (zagle.com.pl)


Miałyśmy okazję obserwować jak każda z załóg wpływa do mariny w Galway witana gromkimi oklaskami. Po 16 opuściłyśmy miasto i ruszyłyśmy w stronę Klifów Moheru.


Przyjrzyjcie się zdjęciu u góry, widzicie ukryte twarze i postaci ludzkie?


Klify Moheru mają 8 km długości, a w najwyższym miejscu liczą 204m wysokości.


Na horyzoncie widać góry w okolicach Galway.




Ścieżka prowadząca na koniec klifów nie jest do końca przeznaczona dla turystów i czasem prowadzi strasznie blisko krawędzi, ale naprawde warto było zrobić ten 2,5 godzinny spacer.


Pogoda udała nam się jak nie w Irlandii - było niesamowicie!


Zgadnijcie kto tam poniżej dzielnie maszeruje :)


A tu zachód słońca nad Wyspami Aran.


Na parking wróciłyśmy po 22. Samotny Browarek dzielnie na nas czekał.


Sylwia ponownie siadła za kierownicą. Zdjęcie poniżej fanie obrazuje irlandzkie drogi. Zrobiliśmy je po zjeździe na autostradę. Po pierwsze następny zakręt spodziewany jest za 178 km, a poza tym 179 km można bez problemu przejechać w godzinę i 40 minut.


Wyjazd był ogólnie fantastyczny. W domu byłyśmy o 1 30 w nocy. Na szczęście dzisiaj można było odespać. Z niecierpliwością czekamy na następny :)

1 komentarz:

  1. Dwóm Pannom z Dublina czas szybko mija,
    Ciężko pracują i licznie podróżują,
    Browarka sznują i wszyscy Je lubią,
    Mam nadzieję, że nigdy się nie zgubią.
    Nie jest to klasyczny limeryk (sic!) jak u Pani Wisławy Sz., ale będę się starać..c. Danka

    OdpowiedzUsuń