poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Koyasan

Przy planowaniu całego wyjazdu do Japonii, Koyasan było pierwsze na liście miejsc, które koniecznie chciałam zobaczyć. W przewodnikach opisywane jest jako kilkadziesiąt świątyń buddyjskich poukrywanych w lesie, gdzie życzliwi mnisi oferują noclegi. Próbując zarezerwować coś prawie dwa miesiące przed czasem, nie udało nam się znaleźć wolnych miejsc. Niezrażone tym faktem przyjechałyśmy z Wakayamy na całodniową wycieczkę. Spotkało nas pewne rozczarowanie. Świątynie okazały się zwykłym jedno-ulicowym miasteczkiem (fakt, że zabudowa całkiem miła dla oka), które żeruje na zyskach turystyki. Ceny pamiątek czy jedzenia były czasami nawet dwukrotnie wyższe od tych w zwykłych miastach.


Tym co zrobiło na nas ogromne wrażenie, ścieżka do mauzoleum Kukai (ojca buddyzmu Shingon w Japonii). Jest to największa w całym kraju nekropolia - na długości 2,5 km rozmieszczone jest 200 tysięcy (!!!) pomników. Wszystko to "pod dachem" 600 - letnich, japońskich cedrów.















W Wakayamie spędziłyśmy dwie noce, nie miałyśmy jednak czasu zwiedzić tego miasta za dnia. Zarezerwowałyśmy tam hotel jedynie z powodu dobrej komunikacji z miejscami, które chciałyśmy zobaczyć. W przewodnikach nie ma nawet o nim wzmianki, a tu okazało się, że nie dość, że jest bardzo ładne to jeszcze ma znacznie okazalszy zamek niż Hiroshima. No nic - zwiedziłyśmy co się dało po zmroku i dopisałyśmy kolejną pozycję na listę miejsc, które trzeba zobaczyć przy kolejnym pobycie w Japonii.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz