środa, 8 kwietnia 2015

Miyajima



Obrazy z Muzeum Pokoju tak mocno chodziły mi po głowie, że musiałam opisać je jako pierwsze. Tak naprawdę naszą przygodę z Hiroshimą zaczęłyśmy dzień wcześniej w zupełnie innym miejscu. Wyjechałyśmy z Tokio o godzinie 5 30 rano. Miałyśmy do przebycia 902 km (dalej niż z Poznania do Amsterdamu) z dwoma przesiadkami. Ile nam to zajęło? Punktualnie o 9 58 wysiadłyśmy na stacji końcowej Shinkansena - najszybszego, japońskiego pociągu. Byłoby pewnie krócej, ale musiałyśmy wydostać się ze stolicy. Hotel był bezpośrednio przy dworcu i jak później się okazało swoim luksusem przewyższał wszystkie noclegi w jakich kiedykolwiek spałyśmy. Póki co zostawiłyśmy tam bagaż i ruszyłyśmy pociągiem w stronę Wyspy Miyajima.


Padało. Zawsze pada. Nie mamy szczęścia do pogody - nawet tropiki nie uraczyły nas ani jednym słonecznym dniem. Dziś na przykład jesteśmy w Nikko - na północny - zachód od Tokio. Prognoza przewiduje na jutro opady śniegu... O my biedne, małe żuczki. 


No, ale wróćmy do Miyajimy. Mimo pogody totalnie nas oszołomiła. Znalazłyśmy w niej Japonię naszych marzeń: świątynie, kwitnące wiśnie, mnichów, góry, lasy, legendy... Jest wyspą świętą. Panuje na niej zakaz rodzenia i umierania, dlatego kobiety w zaawansowanej ciąży, osoby wiekowe i terminalnie chore są z niej jak najszybciej wywożone na Honsiu. Brama Tori stanowi jeden z trzech najpiękniejszych widoków Japonii. W przeszłości należało przez nią przepłynąć, żeby dostać się na wyspę. Stanowiło to symbol wewnętrznego oczyszczenia.


Świątynia ustawiona jest na palach, dzięki czemu podczas przypływu ma się wrażenie jakby unosiła się na wodzie. 




Do tego wszystkiego byłyśmy świadkami tradycyjnego ślubu sintoistycznego - niesamowite przeżycie.


Sama wyspa: sklepy, uliczki wśród kwitnących drzew, deszczu i mgły emanowała atmosferą zadumy i tajemniczości.





Świątynia Daisho in zrobiła na mnie największe wrażenie. Pomniki, komnaty, ogrody, zapach kadzideł, cisza 









Mimo małej ilości czasu i nieczynnej kolejki linowej weszłyśmy na Mount Misen. Niewątpliwą zaletą złej pogody był brak innych ludzi.







Daniele chodzące po ulicach są tak powszechne jak koty w Polsce albo łosie w przystanku Alaska



Jeszcze jedno spojrzenie przed odprawą promową...


...i powrót do naszego ekskluzywnego hotelu, gdzie w komfortowych warunkach z widokiem z 18 piętra mogłyśmy się ogrzać i odpocząć.



Mimo, że zarówno wcześniej jak i później widziałyśmy jeszcze wiele wspaniałych miejsc Miyajima pozostaje naszym numerem jeden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz