wtorek, 14 kwietnia 2015

Wycinki z podróży cz. IV


Jadąc na 3 - tygodniowy wyjazd zazwyczaj nie pakujesz do walizki 21 par skarpetek i 21 koszulek. Wiedząc, że w japońskich pociągach i hotelach nie ma za dużo miejsca na manatki, założyłyśmy tzw."plan minimum", czyli walizka uznawana w Ryanairze za podręczną jako bagaż główny i 30 litrowy plecak. Pierwsze pranie zrobiłyśmy na tropikalnej Wyspie Iriomote. Założyłyśmy, że dzięki wysokim temperaturom ubrania będą schnąć w mgnieniu oka. Nic bardziej mylnego. Właściciel pensjonatu (fantastyczny nocleg) użyczył nam swojej pralki i wirówki, ale z powodu ulewnych deszczy przez dwa dni nie byłyśmy w stanie wszystkiego wysuszyć. Ryzykując adopcją jaszczurki tudzież wielkiego karalucha wystawiałyśmy ubrania za okno, ale przyniosło to tylko częściowy efekt. W rezultacie Sylwia wdziała na stopy ostatnią parę nieskażonych skarpetek, a nasze bluzy, które miały na sobie jeszcze drobinki indonezyjskiego jedzenia, rozsiewały silną, bliżej nieokreśloną woń. Jesteśmy w Kanazawie. Czas zrobić pranie. Niestety, mimo, że nasz hotel wydaje się być na dość wysokim poziomie, nie posiada pralni. Uprzejmy jak każdy Japończyk pan z recepcji wytłumaczył nam jak dojść do Coin Loundry. Żadna z nas nie była wcześniej w publicznej pralni, do tego jeszcze perspektywa świeżych ubrań - wszystko spowodowało,że Sylwia cieszyła się na to zdarzenie bardziej niż na zwiedzanie świątyni z okresu Edo.






Ach jak niewiele trzeba do szczęścia zbłąkanym podróżnikom! Z pachnącymi i suchymi ubraniami zadowolone wróciłyśmy do hotelu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz